A tak w zasadzie to sowa wyszła jako efekt uboczny okładek, które wymyśliłam w święta, a uszyłam wczoraj. Bardzo spodobało mi się połączenie beżu z błękitną tkaniną w malutkie różyczki. Spodobało mi się na tyle, że powstały dwie okładki na grube zeszyty formatu A5 i B5, a ponieważ wciąż mi było mało tego cudnego połączenia, więc szybko wycięłam i pozszywałam sowę. Napatrzyłam się na sowy na Waszych blogach, zakochałam się i zapragnęłam mieć swoją własną! Wypchałam ją mięciutkim wypełnieniem i żeby była taka naprawdę moja to pokropiłam ją od środka olejkiem lawendowym :) Cuuudnie pachnie :) I postanowiłam, że zostaje ze mną :)
Rzeczywiście połączenie tych dwóch kolorów, to świetny pomysł! Zarówno okładki jak i sowa cudne. Najfajniejsze jest to, że choć na blogach roi się od sówek, każda jest inna, jedyna i niepowtarzalna :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, wszystkie sówki są takie słodkie :)
UsuńJak zwykle ślicznie ;)
OdpowiedzUsuńdzięki Kasiu :*
UsuńUrocza sówka i okładki również, to połączenie beżu i tej tkaniny w kwiatuszki jest słodkie:] Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńFantastyczne połączenie tkanin,a wykonanie idealne jak zawsze!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
dziękuję Ulu :)
Usuńjesteś super zdolna a twoje sówki są boskie
OdpowiedzUsuń